Uwielbiała piątki.
Wtedy zawsze coś się działo. Impreza w C-60, MotoRacingShow, spotkania z przyjaciółmi albo jej ukochanym.
Ten piątek był jednak zdecydowanie inny.
Zaczął się normalnie - ot, zwykły poranek, kawa, zrzędzenie starszej siostry, w telewizji programy kulinarne. Nic nie wskazywało na to, że telefon od jej chłopaka sprawi, że spotka się z NIM. Wybrała się na boisko jej szkoły podstawowej spokojnym, spacerowym tempem. Miała tam pożyczyć sprzęt od swojej koleżanki. Wyszła zza zakrętu, weszła na teren placówki. I ON tam był. Na jej widok zesztywniał i nie był nawet na tyle odważny, by kiwnąć jej głową na powitanie. Zapewne wciąż nie jest świadom tego, że zrujnował jej ten, a także kilkanaście następnych, dzień. Że uruchomił mechanizm, który żył w niej w stanie uśpienia. Gdyby nie to przypadkowe spotkanie, zapewne nie pamiętałaby o tej cholernej fobii...
Demofobii.
Nie wiedziała nawet, jakim cudem dotarła do domu. Nie wiedziała, jakim cudem usiedziała w zatłoczonym autobusie. Pamiętała jedynie paraliżujący strach. Że nie mogła się ruszyć. Że nie mogła oddychać. Że po jej policzkach toczyły się łzy, a ktoś z nich, potworów, pytał, czy wszystko z nią w porządku. Pamiętała jedynie, że pokiwała głową. Potem, wychodząc na trening, wszystko było świetnie. Strach minął.
Most. Pełen ludzi. Duszności, łzy, paznokcie w dłoniach...
Wróciła do domu. Chciała go nienawidzić za to wszystko, ale nie potrafiła. Wciąż go kochała. Chciała zemsty za ten ból, ale nie mogła zranić kogoś, kto kiedyś był jej całym światem. Chciała żyć, ale nie potrafiła żyć bez swojego powietrza.
Dlatego usiadła przy kartce, z wódką w szklance i zaczęła pisać. Chcąc wszystko przekazać prawdziwie, rozpoczęła od słów:
"Uwielbiała piątki..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz