- Odjazd za pół godziny.
Suchy, szorstki głos recepcjonistki zza okienka zazgrzytał w uszach chłopaka, który uśmiechnął się blado na odchodne, zabierając bilet i dwie walizki z plecakiem. Klapnął na jedynym wolnym krześle, pomiędzy dwójką innych światów - chłopakowi w rurkach i grzywką opadającą na prawe oko, a starszą kobietą czytającą Pismo Święte. Uśmiechnął się pod nosem, czując nieprzyjemny dreszcz. Jakoś zawsze odrzucała go ta książka. Rzucił okiem na wiszący nad wejściem na perony zegar i postanowił wyjść przed dworzec, dotlenić się i oddalić od Świętej Księgi. Jak postanowił, tak od razu zrobił, wychodząc na ulicę szarego miasta, jakim był Gorzów Wielkopolski.
Wyciągnął z kieszeni dżinsów paczkę Malboro czerwonych, wziął jednego papierosa i zapalniczkę. Odpalił i zaciągnął się nikotyną, niwelując w płucach smołę i resztę trujących pierwiastków, zadowalając się samym narkotykiem. Przymknął powieki. Wypuścił dym nosem, skupiając się na wszystkim, czego chciał się pozbyć. Otworzył oczy i stanął jak wryty, widząc ją idealnie naprzeciwko siebie.
Była wysoka, długonoga i cholernie blada, co mocno kontrastowało z czernią jej oczu i ubioru. Długie, skórzane kozaki, sukienka mocno przylegająca do ciała i skórzana kurtka, w której ginęły proste włosy. A oczy... wyglądały jak nocna toń samego piekła. I zgrabnym, kocim tempem, zbliżała się do niego. Nie bał się, strach był mu obcy. Czuł chłodne zaciekawienie. Czekał na jej ruch, powoli zaciągając się papierosem. Stanęła przy nim twardo i dopiero wtedy zauważył jej krwistoczerwone usta, które powoli rozciągnęły się w kpiarskim i odrobinę zalotnym uśmiechu.
Wyciągnęła dłoń w jego kierunku i... zabrała mu spomiędzy palców papierosa, spalonego do połowy. Początek filtra zniknął między pełnymi wargami, końcówka zapłonęła żywiej, a ona, wypuszczając dym, rzuciła do niego:
- Pozwolisz że się poczęstuję?
Gdyby nie jej odwaga, zapewne by odmówił. Jednak coś w jej oczach kusiło go, by poczekać, by zgłębić jej umysł. Wyciągnął kolejnego papierosa, odpalił i podał jej dłoń, mówiąc:
- Artur jestem.
- Lena - odparła mrukliwie, przymykając powieki i... nie, zwężenie źrenic to było tylko złudzenie. Gra cieni. Niemożliwe byłoby przecież dla zwykłej ziemskiej piękności używać umiejętności jaką posiadał on sam.
- Dlaczego blond końcówki? - rzuciła, wskazując końcem papierosa na jego włosy. Z przyzwyczajenia przeczesał je palcami i odpowiedział, że sam nie wie, czemu.
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze raz, zdeptała niedopałek i odwróciła się na pięcie, zgrabnie kołysząc biodrami. Wniosła rękę w geście pożegnania, jednak nie zaszczyciła Artura kolejnym spojrzeniem. Po prostu rozpłynęła się w tłumie, wylewającym się z dworca. Chłopak zaśmiał się pod nosem i ruszył na peron pierwszy, zastanawiając się, dlaczego jej aura była tak mu znana.
Pokonał schody i znalazł się na pustym peronie. Zasiadł na ławce, wyciągając kolejnego papierosa i grzejąc się w promieniach jesiennego słońca. Siedział tak aż do przyjazdu starego, zdezelowanego pociągu przedziałowego, który w dziwny sposób mu odpowiadał. Chwycił bagaże i błyskawicznie zajął ostatni przedział. Nie lubił zbyt wielu tłumów.
Gdy ułożył walizki na półkach, a w jego ustach wylądowała guma do żucia, usadowił się wygodnie i oczekiwał odjazdu. Wtem ktoś nieśmiało zapukał do drzwi przedziału. Nie patrząc, odprawił intruza machnięciem ręki. Zwrócił na niego uwagę dopiero kiedy drzwi trzasnęły o framugę.
Lena.
- Znowu Ty.
Dziewczyna uśmiechnęła się drapieżnie, siadając naprzeciw Artura i zakładając nogę na nogę tak, że jej obcas był idealnie wycelowany w jego najczulszy punkt na całym ciele, co nie umknęło jego uwadze.
- Czego chcesz, kobieto? Seksu? Pieniędzy? Sławy? - spytał, zakładając że dziewczyna wie, kim jest. - Nie chce wiele w zamian, tylko Twoją duszyczkę, i tak już splamioną i zszarganą.
Zamiast ciepłego, mrukliwego głosu, w przedziale rozległ się głęboki, zimny niczym stal głos.
- Azazelu, proponujesz własnej kuzynce takie świadczenia?
- Lewiatan. Jak mógłbym Cię nie rozpoznać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz