56 sekund


56 sekund.

Widzę go. Dorosły mężczyzna, patrzy na wszystko wszechwiedzącym okiem, teraz skierowanym na mnie. Widzi mnie...? Nie jestem zbytnio pewna, jego wzrok jest jakby zza mgły. Stoi wyprostowany i napięty niczym struna. Jego głos odbija się pustym echem po mojej głowie, raniąc z każdym kolejnym coraz bardziej. 

Kurwa. Dziwka. Szmata - wypływa spomiędzy jego ust jak pociski lecące prosto w moją stronę. Raniące moje serce. Rujnujesz ludziom życie, tylko to ci wychodzi! Najlepiej dla wszystkich byłoby, gdybyś zdechła!

56 sekund.
Znika za drzwiami łazienki. Dopiero teraz orientuję się, że jest to dom tak doskonale mi znany, dom, w którym wycierpiałam tyle, ile nie powinien cierpieć nikt inny. Omijam pokój tuż obok, którego drzwi są zamknięte, niedostępne, oddalone. Przemierzam 7-metrowy korytarz, jakby ciągnął się kilometrami. W kuchni stoi ktoś inny.

Ona nic nie mówi. Siedzi ze zwieszoną głową, chuda i mizerna, w tych samych ubraniach, co przy pierwszym spotkaniu. Podnosi na mnie wzrok, wypełniony nienawiścią. Jej postura na mój widok zmienia się, emanuje wściekłością, która jest jak strzał z bicza prosto w twarz. Nienawidzi mnie. Za wszystko. Za rok znajomości... zaledwie rok.

56 sekund.

Uciekam jak najdalej, czyli do następnego pokoju, dużego i przestronnego. Nie wiem jak znalazłam się przy balkonie, ale teraz jest on za mną. Na mnie patrzą kolejne nienawistne oczy, chcące mnie... wyrzucić z pamięci? Z tego mieszkania, miasta, życia? Czerwone włosy, góra mięśni i ten lekko naiwny wzrok ostatniego. Trzy osoby, które w jednym momencie zaczynają krzyczeć.

Zniknij z naszego życia.

56 sekund.
W głowie zaczyna grać mi melodia. Wszystko delikatnie się rozmywa, nagle znajduję się w zamkniętym dotąd pokoju, zza ściany słyszę ich śmiechy. Są tuż obok, ale ja... już nigdy do nich nie dołączę. Wiążę sznur na szubienicy, staję na chyboczącym się krześle. Zakładam pętlę na szyję i zaciskam ją maksymalnie. Modlę się o złamanie karku, szybką śmierć.

Skaczę. Uderzenie... i nicość. Błogie i spokojne nic.
56 sekund. Tyle we śnie wystarczyło, bym spokojnie popełniła samobójstwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety