Umieranie

8 lipca 2014r.

Wings <---- klik


Chy­ba właśnie w ta­ki sposób się umiera.
Nie pa­nuję nad sobą, nad swoimi rucha­mi. Nie mogę so­bie po­radzić z moim nałogiem. Paz­nokcie wędrują za­miast niej po skórze, zos­ta­wiając za sobą czer­wo­ne śla­dy, a ja nie mogę przes­tać. Pot­rze­buję tego.
Co gor­sza, bliz­ny swędzą jak piekło. W tych miej­scach, gdzie wędro­wała mo­ja przy­jaciółka o os­trym języ­ku, swędzi naj­bar­dziej. Jak­by mo­je ciało wrzeszczało, że i tak nie wyt­rwam w obiet­ni­cy, jak­by szep­tało, że tak czy siak zap­roszę małą przy­jaciółeczkę na po­wie­rzchnię mej skóry. Zag­ry­zam pięść i ryczę, wrzeszczę, przek­li­nając cały świat, łkam w poduszkę.
Bo nie ma ni­kogo, kto by mnie przed tym pow­strzy­mał, dla­tego muszę wal­czyć sa­ma. Bo jes­tem sa­ma, a wszys­cy, którzy obieca­li że ze mną będą, odeszli.
Przy­wykłam do tego.
Wy­daje mi się, że to je­dyne, co może mnie uwol­nić. Zaw­sze tak było, więc cze­mu nie teraz?
Nie. Nie wol­no mi te­go ro­bić, bo obiecałam. Obiecałam to ludziom, ta­kim sa­mym jak ja. Ludziom, którzy mają to sa­mo uza­leżnienie.
Tak, Lo­sie, iro­nizuj da­lej mo­je życie.
Więc tak się umiera?
Mam wrażenie, że wszys­cy ci, którzy jeszcze miesiąc, dwa miesiące te­mu tu by­li, te­raz śmieją mi się w twarz i krzyczą: "Radź so­bie sa­ma, nas już nie ma!"
A by­liście kiedy­kol­wiek, drodzy przy­jaciele? Czy kiedy­kol­wiek po­jawi­liście się i trwa­liście przy mnie, gdy te­go potrzebowałam?
Pot­ra­fię so­bie sa­ma odpowiedzieć.
Tak. Niektórzy by­li.
Bo ludzie, którzy kochają, kochają mi­mo wszys­tko, prawda?

de­dyko­wane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety