Brzydota

To był słoneczny dzień.

Siedziałam przed sklepem, na przystanku, w pełnym słońcu. Czekałam. Lekko zaniepokojona, bo przecież się spóźniali już ładne kilkanaście minut. Mimo to skupiałam się na wszystkim, byle nie na tym.

Odwróciłam wzrok i zauważyłam nadjeżdżający autobus. Tknęło mnie, jakby nas naprawdę łączyła jakaś więź - dotarli. Z wejścia wylało się mnóstwo ludzi, ale to mnie nie przeraziło. Każdą twarz znałam. Gdy mnie zauważyli, w mojej głowie zapanowała nieopisana radość.

Byli tam moi znajomi, kumple i on. Mój brat. Nie potrafię opisać tego, co czułam.

Czułam się szczęśliwa.

Ruszyliśmy na poligon, śpiewając "Morskie opowieści" i wszyscy czuli się dobrze. Była nas spora grupa, bo około 30 osób. Nie wszystkich znałam i nie wszystkich poznałam, jednak ci, którzy przyszli mnie przytulić na powitanie, tworzyli sporą część naszej grupki. Nagle ktoś objął mnie ramieniem - Luniak. Zaczął ze mnie żartować, ale nie bolało mnie to - kpiliśmy z siebie nawzajem i nikomu to nie przeszkadzało.

Doszliśmy na poligon, gdzie siedliśmy i odsapnęliśmy. Usiadłam między Lunatykiem a Kristofem. Oni wszyscy wyciągnęli jakieś napoje "średnie", a ja po prostu napawałam się pięknem okolicy, bowiem nie byłam tam kilka lat. Wtedy Kris zaproponował, że się ze mną podzieli. Nie odmówiłam.

Potem podszedł do mnie chłopak, którego praktycznie nie znałam. Przestraszył mnie. Nie tym, kim był ani jak wyglądał. Przestraszyło mnie to, że się zbliżył, taskując wzrokiem. Zamarłam. Wnet ulotniło się moje szczęście i radość. Znów ujrzałam siebie jako istotę obrzydliwą. Brudną. Potwora.

Ale on jakby tego nie zauważał. Nikt z nich tego nie zauważał.

Później M. wpadł na genialny pomysł zebrania podpisów na moich nogach. Lunatyk podpisywał się ostatni. Oprócz włoskiej przeróbki swojego nazwiska i pseudonimu artystycznego, dopisał "Luna". Wtedy się odprężyłam. Jakby tym jednym słówkiem otworzył mój umysł,

Zniknęło coś, co tak długo tkwiło w mojej podświadomości. Wiele dni walczyłam, by się tego pozbyć, ale dopiero to spotkanie mnie uwolniło. I kiedy na pożegnanie Lunatyk przytrzymał mnie dłużej niż inni w ramionach, usłyszałam jakby w sobie słowa piosenki.

"Odwalcie się
od śliwek
o nieidealnych kształtach
niebawem, plastikowe drzewa zastąpią wam sady"*

I tak było. Chciałam być idealna. Ale nie byłam. I nikomu to nie przeszkadzało.

_____________________________
Kabanos - Brzydota

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Etykiety